Następnego
dnia od samego rana siedziałam z Rylandem w studiu. Trochę pracowaliśmy, trochę
się wygłupialiśmy. Gdy w końcu singiel był gotowy, wybraliśmy się na spacer. Ry
objął mnie ramieniem i oprowadzał po LA.
-
Myślałaś o tym, by się tu przeprowadzić? - spytał nagle.
-
Myślałam, ale w Londynie mam studia, więc to nie takie proste. -
odpowiedziałam. - Może po studiach...
-
Przemyśl to i pamiętaj, że możesz na mnie liczyć.
Po
spacerze, wybrałam się z Ryrym do jego domu. Wszyscy gdzieś wyparowali.
-
Zjemy coś? - spytał chłopak.
-
Pewnie. - usiadłam przy stole. - Co proponujesz?
-
Spaghetti. - zaczął wyciągać składniki. - Własnej roboty. - dodał.
Chwilkę
później delektowaliśmy się daniem.
-
Przepyszne. Masz talent Ry. - pochwaliłam go.
- To
po mamie. - zaśmiał się.
- I
uroda też?
-
Też. A Ty? Bardziej mama czy tata?
-
Mama. Choć oczy po tacie.
Po
posiłku poszłam do salonu, a Ryland do kuchni pozbywać naczynia. Podeszłam do
półki i zaczęłam przyglądać się zdjęciom. Ślubne zdjęcie państwa Lynch, zdjęcia
Ryry'ego i jego rodzeństwa z dzieciństwa, ale i z teraźniejszości. Tę cudowną
chwilę przerwała muzyka. Ry włączył radio i podszedł do mnie. Objął mnie w
pasie i zaczął kołysać się ze mną w rytm muzyki. Stojąc do niego tyłem,
złapałam jego rękę i odchyliłam głowę. Chłopak zaczął całować mnie po szyi, po
ręce...
-
Chodź ze mną... - szepnęłam i będąc w jego objęciach skierowałam się do jego
pokoju.
- Oh
Daisy... Na pewno tego chcesz? - spytał między pocałunkami.
-
Chcę. Bardzo chcę. - pchnęłam ukochanego na łóżko i nachyliłam się nad nim.
Całowaliśmy
się coraz namiętniej, a nasze rzeczy kolejno lądowały na podłodze. Tak bardzo
pragnęłam jego miłości, jego bliskości... I teraz to dostałam. Jednak los nie
jest dla mnie aż tak okrutny...