We wtorek znów były zajęcia z profesorką, która faworyzuje chłopaków. Rozumiem, że mąż i trzech kochanków jej nie zaspokajają, ale niech nie poświęca temu tematowi całych wykładów. No i po drugie, skoro chce mieć tak młodego kochanka, to niech umawia się z nim po zajęciach i nie daje mu forów.
- Nie wiem jak ja wytrzymam dwie godziny z tym babskiem. Ona jest okropna. - narzekała Nina, która szła po mojej lewej stronie.
- Ja też nie wiem. - odpowiedziałam jej. - Skończmy ten temat, bo jeszcze nas usłyszy. - rzuciłam i chwyciłam klamkę od drzwi.
Weszłyśmy do sali zagadane, lecz nikt tego nie zauważył. Usiadłyśmy w drugiej ławce i wyciągnęłyśmy zeszyty. Trzeba notować uważnie, bo ulgi na urok osobisty nie ma się co spodziewać.
Pani profesor weszła do sali pięć minut po czasie.
- Witam państwo! - przywitała się, ale nikt jej nie odpowiedział. - Dzisiejsze zajęcia zaczniemy od wejściówki. Wyjmujemy kartki i piszemy kartkówkę z historii kultury gotyckiej.
No super. Pamiętam tyle co nic, ale mam nadzieję, że jakoś to zaliczę.
Wyciągnęłam kartkę i trzęsącą się ręką zapisałam pytania, a później odpowiedzi.
- Oceny poznacie na następnych zajęciach. A teraz przejdźmy do dzisiejszego tematu... - ciągnęła swój monolog, a ja notowałam najważniejsze rzeczy.
Po wykładach była krótka przerwa i ćwiczenia z kolejnym profesorem. Nie pamiętam dokładnie jego nazwiska, ale jest całkiem spoko. Jest wysokim szatynem, koło pięćdziesiątki. Zna się z moim ojcem, ale nie daje mi z tego powodu forów, bo chce być uczciwy w stosunku do innych studentów.
- Na dzisiejszych zajęciach będziecie pracować wspólnie. Przygotujecie makietę budynku w stylu gotyckim. - poinformował nas. - Wszystkie materiały leżą na waszym dzisiejszym stanowisku pracy. Powodzenia. - dodał i rozsiadł się w swoim fotelu.
Zabraliśmy się do pracy, bo 2,5 godziny to strasznie krótko.
- Daisy jak tam twoja kariera? - rzuciła złośliwie Justine, która jest strasznie zazdrosna.
- A dobrze. - uśmiechnęłam się do niej sztucznie i wróciłam do pracy.
- A ten twój na R, jak tam? Zwrócił wreszcie na Ciebie uwagę? - nie odpuszczała.
- Ten mój na R, ma na imię Ryland. I nie, nie zwrócił jeszcze uwagi, ale niebawem to się zmieni. - zacisnęłam ręce ze złości.
- Nie bądź tego taka pewna. - dodała.
Nie miałam ochoty z nią dyskutować, więc zaczęłam ją ignorować. W końcu to tylko zazdrosna Justine, z którą muszę wytrzymać jeszcze niecałe cztery lata, bo jeśli chce się być magistrem trzeba się poświęcić. Tak, niebawem kończę pierwszy rok i nie mam zamiaru się poddać.
Jakbym czytała o sobie :)
OdpowiedzUsuńTylko, że ja to planowałam wypychać spodnie na zajęcia skarpetami ;)
Na szczęście nie było takiej potrzeby - postawiłam na wiedzę (a efekt poznam za miesiąc ;)).
Złośliwa Justine? - U mnie raczej to "Justine" jest tą moją najkochańszą, nie złośliwą osobą, ale znam kogoś o innym imieniu kto mnie podobnie irytuje...
Pozdrawiam i czekam na next.
Ło, myślałam, że Daisy zaczepi Rylanda dopiero na koncercie, a ona już do niego startuje XD
OdpowiedzUsuńWredna Justine, już jej nie lubię -.-
Ekstra rozdział i czekam na next :3
Pozdrawiam,
Inna
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuń